nowywpis #minikurs
Byłam na skraju wyczerpania emocjonalnego.
Szybkość przelotnych związków mnie dobijała. Bezsilność i proza życia ciągle tej samej pracy odbierała sens życia. Te same imprezy zakrapiane alkoholem i ci sami znajomi, którzy przyjaciółmi nie byli, powodowały, że czułam się okropnie.
Chciałam zmiany. Tak bardzo jej pragnęłam. Ale nie wiedziałam co mam zrobić aby cokolwiek zmienić. Całe moje życie wydawało mi się jedną wielką sytuacją bez wyjścia.
Przyszedł jednak taki moment, w którym moja prośba została wysłuchana.
Ale Życie na próbę poddało mi taką sytuację, której lepiej sama bym nie wyprojektowała.
Szpital. W którym spędziłam miesiąc. Diagnoza: zespół Stilla. Choroba autoimmunologiczna.
Pomyślałam, że gorzej być nie może. A to był najlepszy z darów jakie ŻYCIE mi sprezentowało.
W szpitalu stawiłam się do siebie. Nie wiedząc co to kompletnie znaczy.
Stawiłam się do zmiany. To był pierwszy krok ku lepszemu.
👉 stawiłam się do siebie i zadałam siebie pytanie: czy nadal chcesz tkwić w tej pracy? Pracowałam jako przedstawiciel medyczny w jednej z międzynarodowych korporacji. Fura, laptop i komóra. Dobre zarobki. Premie. Odpowiedź pojawiła się: NIE. Nie chcę tu więcej być. To nie moje miejsce. Zaufaj temu co czujesz.
Jeszcze w szpitalu powiedziałam mojej szefowej, że odchodzę z pracy.
👉 stawiłam się do siebie i wyjechałam do Włoch, do mojej mamy, aby naprawić z nią relacje, aby zacząć nowe życie. I wtedy na próbę zostałam po dwóch miesiącach sama. Było ciężko. Zadałam sobie pytanie: co teraz? Wracać do bezpiecznej Polski?
Przyszła odpowiedź: NIE. Życie sobie z ciebie jaj nie zrobiło. Nie zesłało cię 2300 km, byś po 3 miesiącach wracała do punktu wyjścia. Idź dalej w zaufaniu.
👉 stawiłam się do siebie, mówiąc, że chcę nauczyć się być sama, pokochać siebie, nauczyć się miłości. I wtedy na próbę pojawił się mój obecny mąż. Po raz pierwszy powiedziałam do mężczyzny, który cholernie mi się podobał, zabiegał o mnie, w którym się zakochałam: bardziej niż Ciebie, kocham siebie. I nie będę już niczego robiła wbrew sobie. Wbrew temu co czuję.
On wtedy tego nie rozumiał, a ja dopiero się tego uczyłam.
Uczyłam się stawania do siebie i dla siebie… stawiałam się razem z nim – z mężczyzną, którego kocham z całego SERCA.
Okazało się, że wszystko do mnie zaczęło przychodzić, gdy trwałam w postanowieniu wyboru najlepszego życia dla siebie. Najlepszego jakie mogło być na tamten moment.
👉 Stawiłam się do siebie gdy po 3 latach mieszkania blisko teściów w małej, włoskiej miejscowości czułam się kompletnie wchłonięta i osaczona przez tamtejsze otoczenie. Brakowało mi prywatności, każdy wszystko wiedział i wścibiał nos. Wówczas Życie znów podesłało mi najlepsze co mogło. Rotawirusa i szpital z groźbą odwodnienia się mojego dziecka. Podjęłam decyzję. Wyprowadzka do miasta. Albo tu zostanę i uschnę, albo odżyję i wrócę do życia. Miesiąc później zamieszkaliśmy w nowym domu nad samym morzem. Wróciła przestrzeń i poczucie wolności. Wróciło życie.
👉 stawiłam się do siebie gdy zostało nam ostatnie 2000€ z całości oszczędności. Decyzja: powrót to „normalnej” pracy kontynuować to co kocham?
Odpowiedź była prosta… aż sama się dziwię, że zaufanie nie dopuściło do głosu lęku. Usłyszałam: Rób to co kochasz.
To dlatego jestem tu gdzie jestem, bo na przestrzeni ostatnich 10 lat podjęłam decyzje, dzięki którym mogłam dokonać zmiany. Podjęłam je pomimo lęku. Zaufałam. Sobie. Życiu. Bogu.
Ty też możesz… czasem wystarczy jedno TAK, lub jedno NIE. I bycie konsekwentni w tym postanowieniu. Nie chodzi o bycie radykalnymi. Ale o bycie konsekwentnymi w decyzji, którą czuje nasze serce. Rozum zawsze znajdzie racjonalną wymówkę.
Zatem idź w stronę zaufania pomimo lęku, a zobaczysz, że wszystko co się wydarza, dzieje się dla Twojego dobra.
Gdy podążasz za sercem, sięgasz po najlepszą dla ciebie przyszłość, która już na Ciebie czeka…
Zaufaj.
DAGMARA