Czy wiesz co to są historie?
Czy wiesz kto je opowiada?
Czy one są prawdziwe?
Kim jest ten, który wie o historiach wszystko?
Kim jest ten, który ich słucha?
Kim jest ten, który w nie wierzy?
Kim jest ten, który pozwala się im wydarzyć?
Kim jest ten, w którym kończą się one wszystkie?
Otóż historie to opowieści umysłu, w które wierzymy.

To teatr, w którym odgrywamy role.
To rzeczywistość, w której żyjemy jako ludzkie istoty, z którymi to bardzo mocno się utożsamiamy.
𝐉𝐚𝐤 𝐦𝐨𝐜𝐧𝐨 𝐰𝐢𝐞𝐫𝐳𝐲𝐬𝐳, w to , że rzeczywistość, która Cię otacza jest prawdziwa?
Rzeczywista?
Realna?
Jeśli mocno, to jesteś w tym zanurzona po pachy. Czyli życie kojarzy ci się prawdopodobnie z wysiłkiem i cierpieniem. Z jakąś niekończąca się walką.
Jeśli masz już świadomość, że to tylko rola, taki boski fun, przejaw w formie by siebie doświadczać (bez dyskusji czy jest to dobre czy złe) to wiesz już, że Jesteś czymś znaczni więcej niż pionkiem w tej grze.
𝐊𝐭𝐨 𝐨𝐩𝐨𝐰𝐢𝐚𝐝𝐚 𝐭𝐞 𝐡𝐢𝐬𝐭𝐨𝐫𝐢𝐞?
Jak zawsze umysł. To on jest malarzem. Świadomość, Bóg, Jaźń to tylko tło, białe płótno, na którym pojawi się obraz zwany życiem.

Prawda jest taka, że to Płótno jest Życiem, ale utożsamiając się z obrazem, postrzegamy je jak życie.
To dlatego ma ono swój „początek i koniec”. Dokładnie jak zaczęte dzieło.
Pierwszy ruch pędzla aż do ostatniego pokrycia werniksem.
Artysta zwany umysłem, maluje wg tego w co wierzy, że wie.
To taki artysta rodem z AI (artificial intelligence), czyli sztucznej inteligencji.
Dokonały.
Nieomylny.
Zaprogramowany.
Śledzący swoje programy z dokładnością szwajcarskiej, zegarmistrzowskiej precyzji.
Maluje strach, jeśli ma w programie strach.
Maluje biedę, jeśli ma zapisaną biedę.
Maluje złość, nienawiść, życie ciągle pod górkę, jeśli to ma zapisane na dysku.
Maluje odrzucenie, zdradę, służalstwa, ofiarę, kata, jeśli taki program ma do zrealizowania.
A skąd ma ten program? Czyżby Bóg go tak uposażył? Czyżby ten „drań” zrobił sobie jaja z naszego artysty?

Nie.
Bóg dał artyście wolną wolę. Dał mu ją tuż po tym jak artysta chciał być ważniejszy od płótna. Tyle czy bez płótna lub jakiegokolwiek innego tworzywa do tworzenia, artysta byłby artystą?

Nie.
Artysta istnieje bo istniej płótno, na którym może wykreować swój splendor.
Tak więc artysta ma wolną rękę. Tyle, że się zapętlił w swojej arogancji i popadł w niemoc. Dlatego tworzy z niemocy a nie z pasji.
Dlatego artysta wymyśla sobie historie. Ucieka od wiecznego bólu w objęcia przyjemności.
Dlatego tworzy historie o zdobywaniu, o byciu lepszym, o zasługiwaniu, o fortunie, o bogactwie i tak dalej, i tak dalej.
Dopiero gdy z pokorą przyjemnie, że bez płótna nie istnieje, że to co sprawia, że jest zacnym artystą to sprzęt na którym maluje i którym się posługuje do tworzenia, dopiero gdy uzna, że nie jest ważniejszy, dopiero wtedy pokorze może natchnąć się miłością i malować z pasji.
Także umysł potrzebuje dojrzeć by móc nie nawigować z lęku a z zaufania i miłości. Wtedy staje się spójny, i co więcej… ożywa życiem wiecznym.
Już nie jest automatyczną maszynką, ale żywym życiem. Bo łączy się z ŻYCIEM. Stają się jednym.
Wtedy malarz wchłania się w płótno i żyje obrazami życia. Jest wszystkim i niczym. Jest wszędzie i nigdzie.

𝐂𝐳𝐲 𝐭𝐞 𝐨𝐛𝐫𝐚𝐳𝐲 𝐬𝐚̀ 𝐩𝐫𝐚𝐰𝐝𝐳𝐢𝐰𝐞?
I tak i nie, ale o tym poniekąd pisałam we wczorajszym poście.

𝐊𝐢𝐦 𝐣𝐞𝐬𝐭 𝐭𝐞𝐧, 𝐤𝐭𝐨́𝐫𝐲 𝐬𝐥𝐮𝐜𝐡𝐚 𝐨𝐩𝐨𝐰𝐢𝐞𝐬́𝐜𝐢, 𝐤𝐭𝐨́𝐫𝐲 𝐣𝐞 𝐨𝐠𝐥𝐚̀𝐝𝐚?
Zawsze umysł. Jego dualna część. Druga strona samego siebie.
Malarz maluje i jednocześnie ocenia swoje dzieło.
Potrafi być dla sobie najgorszym krytykiem i najlepszym wsparciem.
Potrafi zdeptać jak Cię (się) gnidę, tak samo jak potrafi wznieść Cię (się) na Mont Everest.
To dokonały artysta. Dać mu tylko pędzle.
Ale to umęczony artysta jak już pisałam. On chciałby także odpocząć. Malować z pasji. Z miłości a nie z lęku.
A to się dzieje dopiero w doświadczeniu pokory.

𝐊𝐢𝐦.𝐣𝐞𝐬𝐭 𝐭𝐞𝐧, 𝐤𝐭𝐨́𝐫𝐲 𝐩𝐨𝐳𝐰𝐚𝐥𝐚 𝐬𝐢𝐞̨ 𝐰𝐲𝐝𝐚𝐫𝐳𝐚𝐜́𝐭𝐲𝐦 𝐨𝐛𝐫𝐚𝐳𝐨𝐦, 𝐡𝐢𝐬𝐭𝐨𝐫𝐢𝐨𝐦?
Płótno, które przyjmuje wszystko. Bo dla płótna nie ma znaczenia czy będzie pomalowane na czarno czy na różowo.
Bóg. Jaźń. Świadomość.
Energia Bycia. Wiecznego życia.
Ten, który patrzy i nie grzmi.
Ten, który wie, że to tylko chwilowy obraz.
Ten, który wie, że to co się wydarza nie jest ani dobre ani złe.
Ot co, wydarza się.
Gdy umysł zatrzymuje się i wtapia w Świadomość Boga, on sam nagle po prostu się wydarza wraz z Życiem. Nie ma tu wysiłku. Ani tworzenia z celu czy choćby intencji. Jest bycie w tym i tyle. To takie proste.

𝐊𝐢𝐦 𝐣𝐞𝐬𝐭 𝐭𝐞𝐧, 𝐰 𝐤𝐭𝐨́𝐫𝐲𝐦 𝐤𝐨𝐧́𝐜𝐳𝐚̀ 𝐬𝐢𝐞̨ 𝐰𝐬𝐳𝐲𝐬𝐭𝐤𝐢𝐞 𝐡𝐢𝐬𝐭𝐨𝐫𝐢𝐞?
I dlaczego się kończą? Co to oznacza?
To właśnie powrót do Źródła.
To jest to zespolenie.
Płótna i artysty.
Tu jest pełnia.
Umysł już wie, że bez płótna jest ciągle poszukującym siebie, sfrustrowanym, wystraszonym malarzem.
Może i dobrze opłacanym artystą, zbierającym owacje ale jednak pustym w środku.
Porzuciwszy swoją arogancję wobec kawałka płótna, oddając mu pokłon, sam sobie otwiera bramę do Źródła.
Jest w pełni. I wtedy przestaje mieć znaczenie obraz. Malarz maluje co mu w duchu gra. Każde namalowane dzieło jest wyrażonym pięknem…
a im większe do tego zaufanie tym większy dostęp do pędzli, kolorów, barw…

Ty wiesz Kochanie, że wszystko jest tutaj.
Jest już w Tobie.
W ciszy umysłu.
Twój artysta tez to wie.
Ale jeszcze się opiera bo nie chce puścić tego w co do tej pory wierzył.
To zawaliłoby mu cały system dotychczasowych wierzeń. Tego o co walczył, na co zużył tyle energii.
On nie chce przyznać, że to nie ważne. Że nie potrzebne.
Daj mu na to czas. Niech się oswoi z tym co Ty już wiesz.
Niech się oswoi, że już niedługo zgaśnie telewizor a wraz z nim, skończą się opowiadane bajki.
Wiedzie wielkie nic. Dopiero wtedy zacznie się prawdziwe życie.
To trochę tak, jak odejście od telewizora i wyjście z domu do lasu…
Do własnego lasu.
Tym który kończy te historie jest świadomość tego Kim Jesteś. Nie oznacza to końca ziemskiego życia. Oznacza to tylko życie w równoległych wymiarach: w wymiarze tego Kim jestem i tego gdzie się przejawiam.
Świadomość tego Kim Jestem rozpuszcza opór o cierpienie. Akceptacja ma Życie jest kolorową zabawą pełną paletą barw.
Da mnie to właśnie jest ŻYCIE.
Tu i teraz.
Z miłością 💕
Dagmara