Potrzebujemy drugiego człowieka, by nie potrzebować nikogo.

Umysł jest ważny.
Gdyby nie On, nie byłoby zabawy w teatr i w doświadczanie tego co nazywamy życiem.
Więc zapamiętaj proszę: Umysł jest ważny.

Ale pamiętaj także, że:

Będzie nawigował z braku.
Będzie szukał uznania.
Będzie szukał miłości.
Będzie się złościł.
Będzie się bał.
Będzie uciekał.
Będzie walczył.
Będzie się rozmnażał z potrzeby przetrwania.
Będzie szukał poklasku.
Będzie dążył do sukcesu.
Będzie chciał być najlepszy.
Będzie upadał.
Będzie podnosił się.
Będzie oskarżał.
Będzie chwalił.
Będzie cierpiał.
Będzie skakał pod sufit z radości.
Będzie mówił „kocham”
Będzie mówił „nienawidzę”
Będzie się stroił.
Będzie się dobrze odżywiał.
Będzie ćwiczył
Będzie jadł śmieciowe jedzenie
Będzie pił, palił, ekstremalnie się forsował
Będzie się uczył i będzie zdobywa szczyty
Będzie z nich spadał i będzie odnosił porażkę.
Będzie się czuł raz źle, raz dobrze.
Będzie robił masę dwubiegunowych rzeczy… taka jego natura.

Dzięki temu kreuje on SALĘ LUSTER. Gdyby nie był dualny, nie było by zabawy w teatr, w role i odbicia lustrzane.

Dlatego w sali luster, umysł odbija swoje własne programy. Projektuje np. tzw. „Drugiego człowieka”, z którym wchodzi w rezonans własnego odbicia.

Rezonans to przecież nie tylko poziom wysokich wibracji.
O nie.
Rezonans to dostrojenie się fal. Dostrojenie się energii systemu przekonań i wartości, które na tem moment współgrają z systemem wartości i przekonań tej pozornej osoby po drugiej stronie lustra. Każde przekonanie, mentalność mają swoje wibracje, gdyż są połączenie z emocjami, które je wywołują.

Umysł wejdzie w to swoje odbicie… wejdzie z nim w tango

Oboje Zatańczą „milongę”

Czasem milonga będzie choreografią namiętności, która spowoduje cierpienie i rozłąkę.
A czasem będzie łagodnym posuwistym ruchem bez większych emocji.
Wszystko zależeć będzie od temperamentu (świadomości, zestawu kodów podświadomości) czyli tancerzy.

W sali luster będzie kipiało od emocji.

Będzie dualnie, raz gorąco jak w piekle, a raz błogo jak w niebie ☺️
Ale to jeszcze nie będzie RAJ.

Wszystkie te przejawy i odbicia są jednak potrzebne. Bez tego tanga, bez odbicia umysłu, w tzw. „Drugim człowieku”, który do tej milongi przystępuje, nie byłoby możliwe świadome odczucie tego Kim Jesteśmy. Kim Jesteśmy gdy nie utożsamiany się z UMYSŁEM.

To dzięki 5% świadomego umysłu, możemy to nazwać, poczuć i wyciągnąć z tego wnioski.

To dzięki temu możemy poszerzać świadomość tego Kim Jesteśmy pod płaszczykiem dualnego umysłu.

To także dzięki temu tangu możemy dotknąć dna, takiego cierpienia, zaliczyć takiego doła, takiego upadku, takiej porażki, że głębiej już się nie będzie dało…

Wtedy dopiero możemy usłyszeć budzik cholernie głośny budzik, który nagle pokazuje jak na dłoni iluzję tanga…
które jednak było POTRZEBNE, gdyż bez tego tańca, nie bylibyśmy w stanie zerwać się na równie nogi.

Umysł jest cudownym narzędziem do tego by przebudzić Boga, którym jesteśmy. By powołać do przypomnienia świadomość, która odkrywając to co zakryte w PODświadomości, mogła otworzyć się na PEŁNIĘ boskiej NADświadomości.

Jednak głęboka wiara, że Bóg jest poza nami, albo ewentualnie, że jest w nas (co prawdą nie jest, bo niby w „nas” czyli w KIM? Tu znów wracamy do umysłu…), sprawia, że co najwyżej dopuszczamy myśl o tym i wiarę jednocześnie, że jesteśmy co najwyżej CUDEM. A nie BOGIEM.

Owszem, mówimy, że „jesteśmy miłością”, ale przecież MIŁOŚĆ = BÓG, wiec dlaczego tak bardzo boimy się głośno o tym mówić??

Widzę jak bardzo nie ma w naszych umysłach przyzwolenia na to by utożsamiać się z BOGIEM, by się NIM CZUĆ i w efekcie końcowym BYĆ. Tak samo jak być MIŁOŚCIĄ.

Lubimy także dywagować o różnych ciałach człowieka: fizycznym, eterycznym,, emocjonalnym, astralnym, duchowym, kosmicznym, nirwany… tak samo jak lubimy mówić o „duszy”… bo to bezpieczne dla umysłu… ale tak cholernie ciężko jest przyznać, że kurcze: JEST PROŚCIEJ NIŻ SIĘ WYDAJE. Jest UMYSŁ, który tworzy: ciało (bo umysł jest projektorem obrazu), emocje (które są narzędziem umysłu do oscylowania pomiędzy cierpieniem a przyjemnością) I JEST DUCH = BÓG = JEDNA ENERGIA = JEDNIA = MIŁOŚĆ którą JESTEŚ.

Nie ma „pośredników”. Nie ma duszy, jest umysł i Bóg. ILUZJA I PRAWDA.

Jest psychologia, która zajmuje się umysłem i duchowość, która obejmuje miłością i świadomością tenże umysł.

Jesteś w końcu TY, człowiek… który żyje i funkcjonuje bo BOSKA ŚWIADOMOŚĆ, którą JESTEŚ pragnie się przejawiać poprzez doskonałą w tej oskarowej roli formę, którą jesteś. Ta Boska energia pragnie poprzez zapomnienie na planecie ZIEMIA, jedynie DOŚWIADCZAĆ!

To umysł PRAGNIE coś czyścić, do czegoś dążyć, prostować krzywiznę w sali luster, to on sam ze sobą się nie zgadza. Sam siebie sabotuje, bo dualność to jego świat. Świat który zna. Bezpieczny świat.

Bogu jest bez różnicy czy forma cierpi czy nie. Bóg JEST. Patrzy i nie grzmi.
Nie naprawia. Nie ustawia. Nie oczyszcza. Nie uzdrawia. Tylko KOCHA BEZ STAWIANA WARUNKÓW ISTNIENIU I PRZEJAWIANIU SIĘ.

Dopiero gdy sam szanowny UMYSŁ, poczuje pragnienie, i nie jest to pragnieniem „duszy”, tylko umysłu… no chyba, że chcemy umysł nazywać duszą, to wtedy dzieje się tak, że odpala się tzw. Przebudzenie.

Umysł pragnie przejrzeć się w inny niż dotychczas sposób. Czuje, że tango można tańczyć na różne sposoby.
Umysł wówczas chce siebie samego oczyścić, naprawić, zmienić, uzdrowić…

I tu popełnia największy błąd. Ma chłopak dobrą intencję, niemniej jednak chce to zrobić sam.
I angażuje do tego swoich milion swoich własnych reprezentacji. Zewnętrznych i wewnętrznych.
Nie lubi prostych rozwiązań. Lubi kompleksowość, więc im bardziej zawile, tym dla niego lepiej.

Zatem kopie w głębi ziemi, szuka w gwiazdach, na dnie oceanów, ale nie szuka tam gdzie ma najbliżej, w swoim sercu czyli w BOGU.

Pragnie do Boga, ale takiego „nieosiągalnego”. Dlatego robi wszystko by łatwo trafić do NIEGO nie było. Projektuje Boga na „zewnątrz”, albo Boga, projektuje w „sobie”… bo tak „łatwiej” do niego NIE TRAFIĆ zbyt prosto. Można się np. przecież zgubić po drodze lub można go zgubić w „sobie”..
Ale gdy umysł dowiaduje się, że wystarczy się raptem odwrócić i Bóg JEST, BYŁ I zawsze BĘDZIE tuż za jego plecami, to już gorzej mu (umysłowi) przyjąć taką prawdę, bo to wymaga odpowiedzialności.

JEGO własnej ODPOWIEDZIALNOŚCI.

Już nie trzeba szukać.
Bóg JEST.
Tu i teraz.
TY NIM JESTEŚ.
Twoja boska ŚWIADOMOŚĆ.
Jesteś Tym, który patrzy jak niezależny i mądry OBSERWATOR na umysł jak na małe dziecko, które zapomniało gdzie jest jego RODZIC.

Gdy nagle jesteś w przypomnieniu KIM JESTEŚ, umysł wraca do swojej pełni. Wie, że jest dzieckiem Boga.
Rozpoznaje zabawę w teatr.
Iluzję, w którą wierzył i odgrywał.
Jest bezpieczny.
Kochany.
Akceptowany.
Uznany.
Jeszcze nie raz zapomni. Jeszcze nie raz wróci na deski teatru. I naprawdę NIC SIĘ NIE STANIE, bo Bóg to akceptuje i rozumie. Kocha przecież bezwarunkowo.

Umysł czuje się bezpiecznie bo MOŻE się pomylić. Może zapomnieć i popełnić błąd. Doświadczyć zapomnienia. Może… nie ma już walki z tym. Nie ma presji.
Zapomina w przyzwoleniu na zapomnienie. By wrócić… do domu.
Nie jako marnotrawny syn.
Nie.
Ale jako Dziecko samego Boga, który czeka na jego powrót z szeroko otwartymi ramionami wypełnionymi Miłością i Świadomością.
Wówczas PODŚWIADOMOŚĆ, ŚWIADOMOŚĆ I NADŚWIADOMOŚĆ stają się JEDNIĄ.
Którą zawsze były.
Od zawsze, na zawsze…

Zanika kompleksowość a pojawia się prostota. Umysł ufa i wie, że nie musi już walczyć o przetrwanie, bo jego życie jest WIECZNE.

Z Miłością 💕
Dagmara